Several years ago a shameless break into my basement was made. Then I lost a pair of stewed cherrys jars and – whats sad – Father’s torch. It was an old, tin model powered by a flat battery (3R12). My Father loved it, as it „perfectly slides into his pocket.” On the occasion of tuning scout’s flashlight, during flea market romp, I found the same in very good condition. I took a deep thinking. And then I invented a toilet paper home printer. But it’s not all about it.
Flat batteries are hard to get, also the old bulbs not sins with viability. In addition, the light stream is very poor. The plan was as follows: change the power supply to the AA’s, put LED’s without breaking the housing. Cellar flashlight application forced LED’s wide angle. So I decided to get rid of the original optics. In reality you look for a jar mostly from one, not from a hundred meters. I threw out the original battery holder, replacing it with 3xAA basket. Then a new three-position slide switch, which enabled to implement two levels of brightness: weak and very weak. 20 clear white LED’s took care for so-so stream of light, sufficient enough for tasks gived to Father by the Mother.
Flashlight works fine, lights, Father likes it very much. Sometimes it’s nice to pleasure someone. But only sometimes, because doing something too often causes, that other person no longer underestimates it.
Kilkanaście lat temu dokonano haniebnego włamu do mojej piwnicy. Zaginęło wówczas parę kompotów wiśniowych oraz co smutniejsze latarka Ojca. Był to stary, blaszany model zasilany baterią płaską. Ojciec bardzo ją lubił, gdyż „idealnie wślizgiwała się do kieszeni”. Przy okazji tuningu latarki harcerza, podczas buszowania po graciarni, znalazłem identyczną w bardzo dobrym stanie. Intensywnie zabrałem się za myślenie. I właśnie wtedy wymyśliłem domową drukarkę do papieru toaletowego. Ale nie o tym mowa.
Baterie płaskie obecnie trudno dostać, a stare latarkowe żarówki także żywotnością nie grzeszyły. Poza tym świeciły podle. Plan był następujący: zmienić zasilanie na paluszkowe, wsadzić LEDy, nie popsuć zbytnio obudowy. Piwniczne zastosowanie latarki wymusiło szeroki kąt świecenia diód. Postanowiłem więc pozbyć się oryginalnej optyki. W końcu kompotu szuka się przeważnie z jednego, a nie ze stu metrów. Wyrzuciłem oryginalne mocowanie płaskiej baterii, zastępując koszyczkiem 3xAA. Do tego nowy włącznik suwakowy trójpozycyjny, co umożliwiło implementację 2 jasności świecenia: słabo i bardzo słabo. 20 jasnych LEDów zadbało o jako-taki strumień światła, zdecydowanie wystarczający co wykonania powierzonych Ojcu przez Matkę zadań.
Latarka działa ok. roku, działa, świeci, Ojciec bardzo ją polubił. Dobrze czasami zrobić komuś przyjemność. Ale tylko czasami, bo jak coś robi się to ciągle, to inne osoby przestają to doceniać.