„BIT.TRIP” clock Zegar „BIT.TRIP”

04/09/2011 niedziela, 4 września, 2011

„8 bit trip” to gra na konsolę Wii. Jest dość niezwykła, ale nie będę się rozpisywał. Urzekł mnie w niej szczególnie font wykorzystany do podawania wyniku gry. Był to nietypowy, kanciaty, wyświetlaczowy krój 4×3, o niezwykle niskiej rozdzielczości. Jako wielki fan niskiej jakości, zakochałem się od pierwszego ujrzenia.

Co do fonta. Oczywiście najprościej wykorzystać go można było do budowy zegara cyfrowego. I tak rozbiłem. Od początku rzucano mi kłody pod nogi. Nie mogłem dostać diód zielonych kwadratowych bez kołnierza (nie wiem, jak to się na prawdę nazywa, ale to takie coś, co nie pozwala umieścić LED-ów ściśle obok siebie). Zaowocowało to osobistym szlifowaniem pilnikiem każdej z 49. Następnie niezidentyfikowany osobnik połamał mi obudowę. Na końcu usłyszałem, że mój projekt jest brzydki. Nie poddałem się jednak. Zbudowałem, zaprogramowałem, zasiliłem.

Zegar oferuje dokładność ok. 1 minuty na rok, co jest wynikiem bardzo przyzwoitym. Podtrzymanie bateryjne zliczania czasu czyni go niewrażliwym na brak zasilania.

Ponieważ diody zielone-oliwkowe są świecą bardzo przeciętnie, multipleksowanie odpadało. W związku z tym, każdy LED wysterowany jest bezpośrednio przez rejestr szeregowo-równoległy.

Obudowa składa się z ramki na zdjęcia, przyciętego kawałka pleksi, folii do przyciemniania szyb, kartki ze szkicownika do suchych pasteli oraz kartonu.

„BIT.TRIP BEAT” to gra, którą poznałem parę lat temu. Jest dość niezwykła, ale nie będę się rozpisywał. Urzekł mnie w niej szczególnie font wykorzystany do podawania wyniku gry. Był to nietypowy, kanciaty, wyświetlaczowy krój 4×3, o niezwykle niskiej rozdzielczości. Jako wielki fan niskiej jakości, zakochałem się od pierwszego ujrzenia.

Co do fonta. Oczywiście najprościej wykorzystać go można było do budowy zegara cyfrowego. I tak rozbiłem. Od początku rzucano mi kłody pod nogi. Nie mogłem dostać diód zielonych kwadratowych bez kołnierza (nie wiem, jak to się naprawdę nazywa, ale to takie coś, co nie pozwala umieścić LED-ów ściśle obok siebie). Zaowocowało to osobistym szlifowaniem pilnikiem każdej z 49. Następnie niezidentyfikowany osobnik połamał mi obudowę. Na końcu usłyszałem, że mój projekt jest brzydki. Nie poddałem się jednak. Zbudowałem, zaprogramowałem, zasiliłem.

Zegar oferuje dokładność ok. 1 minuty na rok (za sprawą DS3231), co jest wynikiem bardzo przyzwoitym. Podtrzymanie bateryjne zliczania czasu czyni go niewrażliwym na brak zasilania. Sercem jest nieśmiertelna ATmega8 (nieśmiertelna głównie dlatego, że mam ich w domu cały worek). Ponieważ diody zielone-oliwkowe są świecą bardzo przeciętnie, multipleksowanie odpadało. W związku z tym, każdy LED wysterowany jest bezpośrednio przez rejestr szeregowo-równoległy. Istnieją rozwiązania, które ograniczyłyby ilość elementów o co najmniej połowę, jednak ich egzotyczność spowodowałaby problemy w ewentualnym późniejszym odtworzeniu zegara. Płytki jak zawsze wykonane metodą fotochemiczną, zabezpieczone lakierem bezbarwnym.

Obudowa składa się z ramki na zdjęcia, przyciętego kawałka pleksi, folii do przyciemniania szyb, kartki ze szkicownika do suchych pasteli oraz kartonu.

Powiem wprost, że zegar jest idealny, śliczny, o dziwo czytelny, prezentuje się nienagannie, budzi podziw oglądających, jest pierwszym cyfrowym, opartym o matrycę 4x4x3, wykorzystującym zaprezentowany font i jestem z niego dumny. O! Więcej do powiedzenia nie mam.

Pierwsze zdjęcie, perła tego wpisu, wykonane przez Diesa.

Zegar nixie

15/11/2008 sobota, 15 listopada, 2008

Zegar ten powstał w roku 2005. W owym czasie był to chyba jeden z moich najpoważniejszych projektów. Wszytko zaczęło się, gdy buszując na Allegro znalazłem coś zwanego „lampą nixie”. Pogrzebałem w internecie i okazało się, że na lampkach tych można zbudować zegar. Za granicą było to dość popularne, u Nas dopiero raczkowało. Lampy były stosunkowo tanie, komplet 8 lamp ZM566 kosztował mnie 60zł. Obecnie za to samo trzeba dać parę razy więcej (obecnie, tj 01.2012, komplet 6 lamp kosztuje ok. 300zł). Nie wiedziałem wtedy, że wykorzystywano je w sprzęcie laboratoryjnym, uznawanym powszechnie za złom. W sieci znalazłem schematy. Jednak po co robić coś, co ktoś już zrobił. Postanowiłem wnieść trochę swojej radosnej twórczości. Zmieniłem schemat, zaprojektowałem i wytrawiłem płytkę, polutowałem. Nie działał. Błąd w schemacie. Zmieniłem schemat, stworzyłem płytkę, polutowałem. Nie działał. Błąd na płytce. Na tyle poważny, że poprawianie nie miało sensu. Kolejna płytka była już ok, jednak pomyliłem się przy uruchamianiu i uszkodziłem wszystkie tranzystory sterujące. Nie potrafiłem ich wylutować, oderwałem ścieżki od laminatu, płytka do wyrzucenia. Następna płytka była już ok. Zegar działał. Błędne płytki trzymam do dziś. Przypominają mi, by najpierw myśleć, potem robić.

W owym czasie był to pierwszy zegar nixie z synchronizacją czasu z serwera SNTP. Przynajmniej tak mi się zdawało – w internecie nie znalazłem wzmianki o podobnym rozwiązaniu. Nie będę wdawał się w szczegóły techniczne, bo nie robiłem dokumentacji i niewiele pamiętam. Tak czy owak – zegar jest efektowny i pięknie prezentuje się na półce. Lampy świecą delikatnym pomarańczowym światłem, w ciemnościach zegar wygląda znakomicie.

Obudowa – jak widać: oksydowane aluminium i drewno sosnowe. Wykonana była metodami wybitnie chałupniczymi. Posiadałem wtedy jedynie piłkę do metalu, pilnik i wiertarkę. Praca jednak opłaciła się. Przez szczelinę w panelu przednim widać układy sterujące, podświetlane delikatnie przez czerwoną diodę.

Patrząc dziś widzę, jak wiele błędów popełniłem. Brzydka płytka, fatalnie polutowana. Całość jest tak delikatna, że strach ją przenosić. Źle rozplanowane złącza, obudowa robiona „na żywioł”. Zasilacz wielki jak cegła (to wielkie czarne coś). Cud, że wszystko do siebie pasuje. Zegar potrafi spóźnić się 2 minuty na dobę. Na szczęście ustawiany jest przy każdym starcie komputera, czyli de facto codziennie.

Zamiłowanie do lampek nixie pozostało mi do dziś. Posiadam obecnie ok. 50 sztuk różnych typów, zdobywanych przeważnie podczas złomowania wyposażenia laboratoriów. Taka mała kolekcja rzec można. Leżą sobie spokojnie zawinięte w papier i czekają. Starczy ich na ponad 10 zegarów.

Edycja 01.2012: Ostatnio liczyłem, mam ponad 40 ZM566, 50 LC513 i 20 innych typów. Mam nadzieję przeczekać, a za 20 lat kupię za to Malucha (za 20 lat będzie wart 50x tyle, co teraz , więc akurat starczy).