Piec gitarowy „Złoty XXIII”
08/07/2011 piątek, 8 lipca, 2011W dłonie, w cenie równej czterem Żubrom, wpadł mi uszkodzony piecyk gitarowy, produkcji krajowej. (Pierwotnie opisywany jako klasyczny amerykański lampowy piec koncertowy z lekkim uszkodzeniem). Sprawny był głośnik oraz częściowo obudowa, wzmacniacza i zasilacza brakowało. Postanowiłem nie inwestować w niego kokosów i uruchomić go jak najniższym kosztem. Zdecydowałem się na wzmacniacz Ruby, którego koszt wyniósł ok 7zł. Obudowa wzmacniacza zrobiona z kartonu owiniętego taśmą, gałki potencjometrów z korka. Zamówiłem z A%@!#o zasilacz, 6zł z przesyłką. Cały piecyk, wliczając cenę piwa, wyniósł 23zł. Opcjonalnie piec działać może na 8 bateriach lub akumulatorach AA, co daje łącznie ok. 20 godzin grania po kniejach i łąkach. Z racji rozmiarów samego wzmacniacza, wygospodarować udało się także półeczkę na kanapki. A jak to gra? Bardzo głośno. Zadziwiająco głośno. Znacznie głośniej, niż się spodziewałem. Wg. projektanta układu, to cudo ma 0,5W. Ale jak to powiada mój kuzyn, są różne waty i wat watowi nierówny.
Do budowy układu wykorzystano elementy dobrej jakości, nie sępiąc na kondensatorach, starałem się też ładnie wszystko na płytce ulokować (mimo, iż tak nikt pewnie tego na oczy nie zobaczy). Wzmacniacz kartonowy, ale zrobiony zgodnie ze sztuką. Na zakończenie wpisu przytoczę fragmencik mojego ulubionego serialu, „Drużyna A”. Hannibal grał rolę potwora morskiego i miał wynurzyć się z oceanu, rycząc. Ten jednak wyszedł, i zaczął delikatnie pomrukiwać. Reżyser pyta: „Co ty robisz?”. Hannibal odpowiada: „Chciałem nadać potworowi głębi, charakteru”. Reżyser krzyczy:”Głębi? My tu kręcimy tandetny horror!”. Hannibal: „To, że jest tandetny nie znaczy, że muszę grać źle”.
Poniżej filmik z działania, bez dodatkowych efektów.