Weird Sound GeneratorGenerator dziwnych dźwięków

25/03/2012 niedziela, 25 marca, 2012

Między gotowaniem zupy czosnkowej, a szczotkowaniem kota popełniłem kolejny mały syntezatorek. To projekt znany szerzej jako WSG – Weird Sound Generator. Wg. autora (MFOS) jest idealną wprawką przed wkroczeniem w świat dorosłej syntezy dzwięku. Zanim się jednak wkroczy, trzeba wyważyć drzwi okablowania panelu przedniego. Przeżyłem ten ból i powiem, że każdego początkującego może odstraszyć. Stworzyłem więc to: jednostronna wersja WSG z potencjometrami i przełącznikami montowanymi wprost do płytki. Nie jestem pewien, czy właśnie na to czeka świat, ale stało się. Zbudowane, przetestowane, estetyka na poziomie roztocza. Szału nie ma, ale biorąc pod uwagę koszt (35zł bez gałeczek, elementy mechaniczne to ok. 70% ceny), nie jest źle. Domeną WSG są dźwięki syren, drony i wszelkie ambientowo – mechaniczne pojękiwania. Całość zasilana jest z baterii 9V, moża więc sobie potworzyć muzykę dronową na słuchawach w tramwaju.

Płyteczka zrobiona po staremu metodą fotochemiczną, nie bawiłem się w „pola masy” i żałowałem podczas trawienia :/ Ścieżki są trochę ponadgryzane, czego na zdjęciach nie widać. Jak wspomniałem, potencjometry i przełączniki wlutowano w płytkę – i tak, wiem, że są specjalne wersje „do druku”, ale dostanie ich w sklepie to niezły sukces – dlatego zaadaptowałem wersje „przewodowe”. Wymagało to niestety wywiercenia dość sporych otworów, co nie ułatwiało lutowania. Rozmary płytki, jak widać, zdeterminowane są głównie przez rozmieszczenie potencjometrów – odpuszczając sobie nastawę głośności i prezyzyjną nastawę częstotliwości odcięcia filtra, można ją znacznie odchudzić.

Poniżej demo.

Jak na tak ekstremalnie prosty układ (6 generatorów + filtr) brzmi, powiedzmy, ciekawie. Czasami denerwująco, nie wątpię jednak, że znaleźć można dla niego zastosowanie.

Zdjęcia – niewątpliwie Dies.

Coron DS-8Coron DS-8 – klon

28/12/2011 środa, 28 grudnia, 2011

Próbę stworzenia perkusji elektronicznej podjąłem zaraz po skończeniu kitu woltomierza. Był to mój drugi projekt, rozpoczęty jakoś w roku 2005 – ze względów oczywistych skazany był jednak na niepowodzenie. Niedawno moje marzenia odżyły i zabrałem się za stworzenie perkusji analogowej. Brzmienie takiego urządzenia jest dość specyficzne i niekoniecznie ma wiele wspólnego z konwencjonalną perkusją. Myślę, że usłyszałem je po raz pierwszy w utworze Kombi – „Słodkiego, miłego życia” (charakterystyczne solo pod koniec utworu). No i stało się. Na ogień poszedł Coron DS8, głównie ze względu na połączenie prostoty konstrukcji z bardzo przyzwoitymi możliwościami. Usłyszeć go (chyba) można w utworze Rose Royce – „It is love you are after”.

A teraz ciekawostka. Szukałem czegoś na temat tego modułu w języku polskim. Znalazłem wątek na Elektrodzie dotyczący Corona DS7 (krótko mówiąc, to DS8 bez generatora szumów) oraz wpis: „(…) Doceniam wkład pracy, trud i znój, ale brzmienie tego urządzenia jest dość fatalne. W dodatku syntezator perkusyjny bez szumu to trochę śmieszne. (…) Nie mam zamiaru tutaj pogardzać twoją pracą, czy atakować, dziwię się jednak, że spośród wielu gotowych projektów wybrałeś właśnie ten. (…) „. Pomyślałem: „Co za cham i burak to napisał, nie zna się, nie wie, co dobre”. Niestety, wpis ten był mój. Ale od tego czasu mój gust uległ zmianie i nie widzę w tym urządzeniu nic niewłaściwego.

W stosunku do poprzedniego przedstawionego syntezatora ten jest banalny. Możliwości kreowania brzmienia wydają się niewielkie, ale to złudzenie. Przy delikatnym muskaniu gałek paluszkami można wykrzesać całkiem sporo (najciekawsze rzeczy dzieją się przy skrajnych położeniach potencjometrów). Mamy więc soczysty analogowy beat, szumiące werble, metaliczne dzwony, strzały z pistoletów laserowych, wibrujące linie basowe i pomruki jeża. Po podłączeniu gitarowego fuzza i zastosowaniu stylu „szybkiego palca” można z powodzeniem grać hardcore, terrorcore lub speedcore. Mając do dyspozycji kilka takich modułów, bez problemu zbudujemy całą perkusję. Działanie urządzenia przedstawia poniższy filmik.

Do modułu można podłączyć zewnętrzny sygnał wyzwalający i korzystać np. z sekwensera lub zewnętrznego pada, albo uderzać w obudowę. Schemat funkcjonalny urządzenia przedstawiono na rycinie. Całość oparta jest o generator przebiegu trójkątnego z możliwością przestrajania częstotliwości (VCO). Częstotliwość ta zależy od częstotliwości podstawowej generatora – pokrętło VCO, wyjścia generatora trójkątnego przebiegu wolnozmiennego – pokrętła RATE (częstotliwość LFO) oraz MODE (głębokość modulacji), wyjścia generatora obwiedni częstotliwości  – pokrętło SWEEP (zakres zmian). SENSE to czułość wejścia wyzwalającego (lub pada), PAN – miksowanie wyjść generatorów VCO oraz generatora szumu, OUTPUT – amplituda sygnału wyjściowego. Istnieje także możliwość wyboru koloru szumu dla generatora szumów. Koszt wykonania oscyluje wokół 40zł. Schematu nie zamieszczę, bo znalezienie go to nie problem.

Za projekt panelu oraz jego wycięcie dziękuję Elkagato. Za zdjęcia dziękuję Diesowi.

 

SoundLab MinisynthSoundLab Minisynth – analogowy potworek

08/12/2011 czwartek, 8 grudnia, 2011

Pewnego razu, gdy próbowałem zabić nudę, trafiłem na projekt małego syntezatora analogowego – Music From Outer Space (MFOS) SoundLab Mini-synth. Radośnie stwierdziłem, że sprawię sobie prezent i zbuduję go. Autor oczywiście udostępnił wzór ścieżek niezbędny do zrobienia płytki we własnym zakresie, ale w dość niskiej rozdzielczości. Na podstawie informacji ze strony stworzyłem wersję kompatybilną, jednak jednostronną, przez co prostszą do wykonania samodzielnego. Projekt przerobiłem delikatnie na polskie warunki – zamiast pudełka po kanapkach użyłem pięknej, krajowej, czarnej obudowy pulpitowej, zaprojektowałem także panel przedni – piękny i funkcjonalny zarazem (a co!).

Syntezator ten „reklamowany” jest jako świetny projekt dla początkujących, młodych ludzi, pragnących wdepnąć we wspaniały świat analogowej syntezy dźwięku.  Mnie doprowadził prawie na skraj załamania nerwowego, głównie za sprawą opisu konstrukcji urządzenia. Jest on mniej więcej taki: pierwsza strona – „zbuduj mnie, jestem prostym, dobrze udokumentowanym projektem!”; druga strona – „zapewne zauważyłeś, że filtr działa nie tak, jak trzeba, podobnie synchronizacja generatorów, itd. Musisz zmienić wartości 10 rezystorów i dorobić parę „pająków””; strona trzecia – Roman Z. z Kanady przedstawił swoją modyfikację, jest świetna, zmień wartość rezystora z X na Y i wyrzuć kondensator C; strona czwarta – najlepiej od razu weź się za zbudowanie SoundLab PLUS, który dodatkowo zawiera układ „sample and hold” i posiada własne odrębne zbawienne modyfikacje. Jednym słowem, delikatnie mówiąc, bałaganik. Ale przebrnąłem przez to, zbudowałem i uruchomiłem.

Parę słów o samym syntezatorku – składa się z: 2x generator sterowany napięciem, 1x generator przebiegów wolnozmiennych, 1x generator obwiedni Attack-Decay, 1x filtr dolno/pasmowoprzepustowy sterowany napięciem, 1x mikser. W skrócie mówiąc, urządzenia posiada wszystkie elementy „dorosłego” syntezatora, jednak ze znacznie uproszczonymi modułami. Z tyłu urządzenia znajdują się dwa wejścia napięć przestrajających generatory, wejście sygnału „gate” dla generatora obwiedni oraz wyjście liniowe. Całość zasilana jest dwoma bateriami 9V, można więc poszaleć w plenerze (urządzenie współpracuje także ze słuchawkami).

Urządzenie z bólem zmieściło się w standardowej obudowie Z-33A. Główny problem związany był z panelem przednim. Nawierciłem łącznie 48 dziur, do okablowania zużyłem ok. 15m przewodu (ile ja się naprzeklinałem, lutując to wszystko!). Z panelem przednim związana była też prawie połowa wszystkich kosztów. Opis panelu stworzony w InkScape, wydrukowany i zalaminowany. A jak gra? Filmik poniżej.

Na deser krótkie podsumowanie. Wyrażę się najdelikatniej jak potrafię: zbudowany układ można nabyć w USA za 300$, w EU widziałem za 200 euro. Gdybym za taką cenę go zamówił, to po poznaniu jego możliwości ostro bym się wkurzył. Za 399$ można nabyć np. Dave Instruments Mopho, który miażdży SoundLaba na każdym kroku – ale nie daje możliwości polutowania 15 metrów przewodów. Mnie syntezatorek wyniósł ok. 140zł, czyli niecałe 50$, nie licząc oczywiście robocizny. Jak za tą cenę, nienajgorzej. Poza tym kręcenia fizycznie istniejącymi gałkami, w przeciwieństwie do „miziania” ekranu dotykowego daje kupę frajdy.

Za zdjęcia dziękuję: Elkagato, Dies