Tea GuardianHerbatnik
by terror303 ~ 16/11/2008 niedziela, 16 listopada, 2008. Klasa: Electrical.Tea-Guardian is solution of a problem that nags me for years. What’s the point: while programming’ i always make myself a tea. When the job gets lazy, everything is ok and i drink hot tea. Much worse, when i get into a „programming trance”. I wake up few hours later with a cold tea. I decided to use my skills to solve this problem. There were many concepts: the sensor build into a cup, into a cap-stand, spoon, or „floating on tea surface” sensor. Each solution has its pluses and minuses, I decided to do something shaped like mixing spatula. The idea seemed to be good.
Tea Guardian is a small device. The entire electronics is the size of AA batteries. The yellow stem is ended with temperature sensor. How it works: In the first use operator defines the temperature at which the tea is suitable for drinking. When he finds that he can take the first shot that not burns him, he puts sensor into tea and holds button for 5 seconds. Screech indicates that the temperature has been saved. From this moment the application of the Tea Guardian is a pure pleasure. Tea infusion, Tea Guardian run, throw and let’s start programming. When tea is cool enough to drink, the shrill screech rends the air, audible even from the other room. You enjoy the tea, the sensor shuts off by itself. LEDs also inform about the tea status: red – don’t drink, green – drink, off – pour out.
The whole is powered with pill batteries, but rather was because Tea Guardian is dead. Currently awaiting for resurrection. The temperature close to 100 Celsius caused relaxation of waterproof temperature sensor connections. Tea Guardian was killed by tea. I have a terrible willingness to put a sensor in a glass tube filled with mercury because it looks amazing, also heat conduction is good. I feel, however subconsciously, that tea and mercury is a very bad combination. I just found such a statement: „In the body (…) mercury can damage the brain and nerves, impair coordination and vision.” So, nothing new to me.
Herbatnik to rozwiązanie problemu nękającego mnie od lat. O to jego istota: jak zabieram się do programowania, zawsze robię sobie herbatę. Gdy robota mi nie idzie, wszystko jest ok i popijam ciepłą herbatę. Znacznie gorzej, jak wpadnę w „programistyczny trans”. Budzę się z niego po paru godzinach z zimną herbatą. Postanowiłem wykorzystać swe zdolności by temu zaradzić. Koncepcji było wiele: czujnik wmontowany w kubek, podstawka pod kubek, łyżeczka lub „pływak” z czujnikiem. Każde rozwiązanie miało swoje plusy i minusy, zdecydowałem się na coś na kształt jednorazowej szpatułki do mieszania. Pomysł wydawał się dobry.
Herbatnik jest małym urządzeniem. Cała elektronika ma rozmiar baterii AA. Na końcu żółtego trzpienia znajduje się czujnik temperatury. A działa to następująco. Przy pierwszym użyciu obsługujący definiuje temperaturę, przy jakiej herbata nadaje się już do picia. Kiedy stwierdzi, że jest w stanie wziąć pierwszy nie parzący łyk, wsadza czujnik do herbaty i przytrzymuje przycisk przez 5 sekund. Pisk informuje, że temperatura została zapisana. Od tej chwili stosowanie herbatnika to już przyjemność. Zaparzamy herbatę, uruchamiamy urządzonko, wrzucamy do napoju i programujemy. Gdy ostygnie na tyle, że picie jest możliwe, powietrze przeszywa przeraźliwy pisk, słyszalny nawet z drugiego pokoju. Delektujemy się herbatą, czujnik wyłącza się sam. Diody dodatkowo informują o stanie pracy: czerwona – nie pij, zielona – pij, żadna – wylej.
Całość zasilana jest trzeba bateriami pastylkowymi, a raczej była, bo herbatnik umarł. Obecnie oczekuje na wskrzeszenie. Temperatura bliska 100 st. C spowodowała rozszczelnienie się wodoodpornych połączeń czujnika temperatury. Herbatnika zabiła herbata. Mam straszną ochotę umieścić czujnik w szklanej probówce wypełnionej rtęcią, bo wygląda to niesamowicie, a i przewodzenie ciepła jest dobre. Czuję jednak podświadomie, że herbata i rtęć to bardzo złe połączenie. Znalazłem przed chwilą taki zapis: „W organizmie rtęć może (…) uszkodzić mózg i nerwy, zaburzać koordynację i widzenie”. Jakby więc na to nie patrzeć, nic nowego mi nie grozi.